Tak określany jest egzamin EQE (European Qualifying Examination) przez osoby podchodzące do niego raz w roku. Znalazłoby się zapewne kilku śmiałków np. winnych somelierów, którzy uznaliby egzamin na europejskiego rzecznika patentowego – bo o nim mowa – za nic nie znaczące wydarzenie, choćby w świetle nazw szczepów, znajomości krain geograficznych, włączenia do kryteriów oceny kubków smakowych i wyczuwania a to nuty moreli, a to jałowca a to dębowej beczki. My – osoby, które pozytywnie złożyły egzamin EQE – mamy jednak zdanie odmienne i z całą stanowczością podtrzymujemy, że jest to najtrudniejszy egzamin świata.
Egzamin EQE składa się od niedawna z pięciu części. W roku 2012 bowiem po raz pierwszy wprowadzono piątą cześć, która przewrotnie jest wstępem do regularnego egzaminu składającego się z czterech głównych części. Omawiana piąta część to tzw. Pre-Exam, czyli test jednokrotnego wyboru, który sprawdza zarówno znajomość przepisów i procedur jak i ocenę zdolności patentowej danych rozwiązań, formułowania poprawności zastrzeżeń patentowych i ich interpretacji. Z piątej części egzaminu można uzyskać max. 100 punktów, a uznaje się za złożony z wynikiem pozytywnym przy zdobyciu 70 punktów minimum. Czy samo to kryterium nie budzi wśród Was drodzy czytelnicy automatycznego sprzeciwu? Naturalnym jest zdawanie egzaminów zdobywając 50% możliwych punktów, w liceum na zajęciach z niemieckiego udało się zaliczyć na ocenę dostateczną osiągając 60% wartości wszystkich punktów, ale 70%? Dodać należy, że do egzaminu Pre-Exam można podejść raz w roku, jego pozytywny wynik uprawnia do podejścia do pozostałych 4 części w roku następnym.
Po pokonaniu pierwszej bariery i zdobyciu 70% możliwych punktów (w moim przypadku miało to miejsce w roku 2014) można ze spokojem przystąpić do aplikowania na pozostałe cztery części, tj. A, B, C i D.
A – przygotowanie opisu patentowego, B – przygotowanie odpowiedzi na komunikat Europejskiego Urzędu Patentowego, który w dużej mierze sprowadza się do wykazania, że wynalazek stanowiący przedmiot postępowania posiada zdolność patentową, a zwłaszcza, że charakteryzuje się poziomem wynalazczym, C – uznawana za najtrudniejszą część z najmniejszym odsetkiem zdawalności – przygotowanie sprzeciwu do już udzielonego prawa wyłącznego w postaci patentu oraz D – część prawna składająca się z dwóch zasadniczych pionów: kilku (zazwyczaj pięciu) otwartych pytań dot. Konwencji o Patencie Europejskim oraz Układu o Współpracy Patentowej (chociaż nie tylko bo ważne jest orzecznictwo i prawo krajowe np. aspekty prawa amerykańskiego) oraz druga stanowiąca opinię prawną. Część D nazywana jest potocznie „koszmarem/horrorem”, bo o ile zdawalność części C jest najmniejsza z uwagi na włączenie poza zdobytą wiedzą, dodatkowo umiejętności logicznego myślenia i łączenia faktów, o tyle część D wymaga ogromnego nakładu pracy aby przyswoić dużą ilość materiału stricte prawniczego, a dotyczącego przepisów czy orzecznictwa. Dodać należy, że do egzaminu EQE dopuszczane są tylko i wyłącznie osoby z wykształceniem technicznym. Prawnik nie może zostać europejskim rzecznikiem patentowym. Cały czas natomiast mówimy o przepisach w języku innym niż język polski – nie traćcie tego szanowni czytelnicy z pola widzenia
Na koniec roku 2015 grono kwalifikowanych europejskich rzeczników patentowych w Polsce liczyło zaledwie 22 osoby. Polska przystąpiła do Konwencji o Patencie Europejskim w roku 2003, zatem przez 12 lat zdobyć uprawnienia pozwalające na reprezentację klientów przed Europejskim Urzędem Patentowym udało się zaledwie garstce osób, którym należą się duże brawa. Choćby ta liczba świadczyć powinna o trudności opisywanego egzaminu.
Są tacy (to nie żart), którzy decydują się na podejście do wszystkich czterech części za jednym razem. Takie podejście wykazują w dużej mierze Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi, choć wśród Polaków również zdarzają się tacy odważni. Poza jednak potwornym zmęczeniem fizycznym, pierwszego dnia przez kilka godzin pisze się (ręcznie!!!) część D zapisując od kilkunastu do kilkudziesięciu stron, następnie drugiego dnia część A (do południa) oraz B (po południu) po czym trzeciego dnia kilka godzin część C, ludzie zmuszeni są zażywać leki przeciwbólowe i przeciwzapalne, bo nadgarstki nie wytrzymują.
W moim przypadku doszło do świadomego rozdziału części do których podszedłem. Części A, B i D zdałem w roku 2015, jako swego rodzaju wisienkę na torcie traktując część C, którą z kolei pozytywnie zdałem w roku 2016.
Egzamin EQE zdaje się będąc osobą aktywną zawodowo – nie są to czasy studiów, kiedy oddać się można nauce w całości. Każdy posiada zobowiązania, rodzinę, dzieci. Dwudziestoczterogodzinną dobę trzeba podzielić pomiędzy aktywność zawodową, niezmiernie ważny sen, czas dla rodziny, naukę no i choćby przez chwilę – zasłużony odpoczynek.
Recepta na sukces przy podchodzeniu do najtrudniejszego egzaminu świata jest bardzo prosta: w okresie od października do marca należy wyłączyć wszelkie weekendy spędzając czas jedynie na nauce – nie wchodzą w grę spotkania towarzyskie, wycieczki za miasto, czy rodzinne imprezy. W okresie od Bożego Narodzenia do wyłączonych weekendów należy dodać wyłączone wieczory pięć dni w tygodniu – jak zaśnie dziecko, bądź druga połowa, czy w końcu jak przestaną hałasować sąsiedzi.
Przy tym egzaminie ważna jest konsekwencja i niestrudzony upór. Rozwiązywanie po raz setny przykładowego zadania dotyczącego tzw. pierwszeństwa aż prosi się o przysłowiowe STOP. Tymczasem nagroda w postaci pozytywnego wyniku egzaminu czeka na tych, którzy zaciskając zęby rozwiązują zadanie (oczywiście nie to samo) po raz dwusetny.
Wyłączywszy jesiennozimowe weekendy i zimowe wieczory, należy pomyśleć o wsparciu profesjonalistów, których specjalizacja to przygotowywanie do takich egzaminów. Świat nie znosi próżni, znaleźli się zatem tacy, którzy organizują kursy przygotowujące do egzaminu EQE. Wymienić należy kilka najważniejszych: Uniwersytet w Maastricht i słynny Case Mulder, Uniwersytet w Strasburgu (CEIPI) oraz firma Deltapatents. Całodzienne trwające tydzień spotkania dają w kość, ale zmuszają do myślenia i nie ma co ukrywać – są dużym motywatorem.
Sam egzamin to oczywiście stres, gdzie podobnie jak na każdym egzaminie kwalifikacyjnym liczy się DOSŁOWNIE każda minuta. Najtrudniejszy egzamin świata jest jednak do zdania, a w zasobach kancelarii JWP w roku 2016 pojawił się pierwszy kwalifikowany europejski rzecznik patentowy. Kolejne lata przyniosą następnych. Oby jak najwięcej, tak by naszym klientom zapewnić jak najwyższy poziom usług.
Autor: Piotr Godlewski