Wróćmy na chwilę do przeszłości. Skąd pomysł na Twoją karierę?
Już w liceum, byłam dobra i z matematyki i z polskiego, wysyłano mnie na olimpiady i z jednego, i z drugiego. Tak jak bardzo wielu młodych ludzi w okresie szkoły średniej i początku studiów nie do końca wiedziałam co chcę robić. Nie da się ukryć, że gdy rozpoczynałam życie zawodowe o IP nie mówiło się w Polsce za dużo, była to nisza. To Janek Wierzchoń namówił mnie do przyjazdu do kancelarii do Warszawy. Powiedział, że widzi dla mnie tu miejsce.
Jak pamiętasz początki pracy w kancelarii?
Minęły już 23 lata. Na początku pracowało tutaj kilkanaście osób, panowała bardzo rodzinna atmosfera. Janek Wierzchoń zajmował się sprawami patentowymi, Magda Pietrosiuk znakami towarowymi, a ja przez pierwsze miesiące pracowałam wszędzie, jak trzeba było asystować osobom w dziale patentowym, to asystowałam, jeśli trzeba było zastępować Panią Hanie i wystawiać faktury, to je wystawiałam. Po trzech miesiącach, zaczęłam na stałe pracować z Magdą przy sprawach znaków towarowych i wzorów przemysłowych. Wtedy też rozpoczęłam aplikację.
Dziś w kancelarii pracuje ponad sto osób. Mamy też kilku wspólników. Jak godzisz różnice zdań i charakterów, w tak dużej firmie?
Wymaga to empatii oraz zaangażowania i dbałość o relacje. Każdy ma inną wrażliwość, nasze temperamenty też się naturalnie różnią. Ja jestem osobą bardzo energiczną i dynamiczną. Czasem trudno jest mi się z czymś pogodzić, natomiast szanuję innych i staram się, mając na uwadze wszelkiego rodzaju różnice podchodzić z dystansem do różnych kwestii.
Co najbardziej lubisz w tym zawodzie?
Z jednej strony kontakt z klientami, czuję się w tym, jak ryba w wodzie, a z drugiej strony myślenie strategiczne. W świecie własności intelektualnej nie ma rutyny. Jest to zawód, w którym nie myślisz krótkoterminowo, tylko długofalowo. Sztuką jest ułożenie wszystkich elementów tak, żeby było dobrze na dziś i za kilka czy kilkanaście lat.
Wielu młodych prawników i rzeczników zastanawia się jak zostać Partnerem w dużej kancelarii?
Przyjechałam do kancelarii z zamiarem osiągnięcia jak najwyższej pozycji. Na początku nie myślałam o strukturze zarządczej, ale od samego początku wiedziałam, że pójdę na aplikację, zrobię uprawnienia i będę, w tym co robię, dobra.
Pierwszy okres to przede wszystkim nauka przydatności w organizacji oraz rozwój zawodowy. Idąc na aplikację sporo praktykowałam, i myślę, że właśnie połączenie tych dwóch elementów, pomogło mi znaleźć swoje miejsce. Wśród kierunków studiów, które skończyłam jest zarządzanie, także umiałam spojrzeć na kancelarię i na swoją pracę nie tylko jako na rozwój zawodowy, ale i na biznes. Poza tym nie wzbraniałam się żadnej pracy, która służyła firmie, nawet tej najprostszej. Pomagałam tam, gdzie pojawiała się taka potrzeba. Myślę że to było dostrzegane przez ówczesnych Partnerów.
Przełomowym momentem był mój wyjazd do Wrocławia. Wtedy udziały kupiła Dorota Rzążewska, a ja dostałam misję utworzenia oddziału we Wrocławiu wraz z bardzo dużą dozą zaufania i samodzielności. Wrocław od początku funkcjonował jak kancelaria w kancelarii. Początki były i zawsze są trudne. Zanim rynek się rozwinął, część czasu inwestowałam w pozyskiwanie klientów i pokazywanie kancelarii w regionie, a część na wykonywanie pracy merytorycznej. Po jakichś 2-3 latach, biuro zaczęło pozyskiwać klientów i w pełni funkcjonować. Przez wiele lat miałam bardzo dużą swobodę zarządzania tą częścią kancelarii. Dorota dostrzegła wówczas mój potencjał, charakter i umiejętność nawiązywania relacji z klientami i zaproponowała mi udziały w firmie.
Czy działasz jako Patron?
Tak. Z jednej strony jest to podyktowane zwyczajną chęcią pomocy, aby młody człowiek rozwinął skrzydła, a z drugiej strony potencjał młodych ludzi może w przyszłości służyć organizacji. Z tyłu głowy zazwyczaj widzisz dla tych osób miejsce w firmie. Taką osobą jest Tomek Gawliczek. Dostrzegłam go, gdy był jeszcze na studiach. Gdy tylko nadarzyła się okazja, zaczął pomagać w kancelarii. Otoczyłam go opieką, widząc jego potencjał i możliwości.
Czasem jest to wyłącznie chęć pomocy innym. Taka sytuacja ma teraz miejsce z Basią, to przemiła dziewczyna, która nie pracuje w naszej kancelarii, ale jestem jej patronem, ponieważ chcę pomóc jej w jej karierze i tej ścieżce życiowej, którą sobie obrała.
Z jakim komunikatem chciałabyś dotrzeć do młodych ludzi, co byś im poradziła?
Warto sprawiać sobie przyjemności. 😊 Twoja pozycja w życiu, miejsce zawodowe, nie muszą czy wręcz nie powinny być celem, ale mogą być doskonałym środkiem, do realizacji marzeń i celów.
Opowiedz o najciekawszej sprawie, nad którą pracowałaś.
Jedna z najbardziej zaskakujących spraw, dotyczyła znaku I <3 NYC, który jest symbolem Nowego Jorku. Departament stanu Nowy Jork wrócił się do mnie z powodu pojawienia się zgłoszenia w urzędzie patentowym. Zgłoszony do rejestracji został znak towarowy I <3 Nysa, przez kogoś z Nysy. Napisałam w tej sprawie sprzeciw bazujący również na prawie autorskim, odwołując się do faktu, że znak wchodzi w skład zasobów Moma (Museum of Moder Art) w Nowym Jorku. Pan z Nysy, gdy zobaczył pismo Departamentu stanu Nowy Jork, zadzwonił do mnie i powiedział, że przeprasza, że nie wiedział, że to jest zabronione, bo wszyscy tego znaku używają, w każdym mieście, na każdym straganie, można zobaczyć znaczek I <3 [nazwa miasta lub miasteczka]… Sprawa została załatwiona szybko i polubownie. Co ciekawe, Tomek Gawliczek, który był wówczas na aplikacji w urzędzie patentowym, opowiadał mi później, że sprawa ta była prezentowana aplikantom przez eksperta z urzędu, jako przykład doskonale napisanego sprzeciwu. Śmieliśmy się, bo razem pracowaliśmy nad tym elementem, w którym było powołanie na przepisy prawa autorskiego. 😉
Czy skoro stan Nowy Jork działa w kierunku zablokowania rejestracji podobnego znaku towarowego, ale nie przeszkadza mu używanie go… To czy nie grozi mu degeneracja?
To nie jest tak, że im to nie przeszkadza. Oni nie są sobie w stanie z tym fizycznie poradzić. Przede wszystkim problemem jest konieczny nakład środków finansowych… Ile pieniędzy trzeba by wyasygnować, żeby z tym zjawiskiem walczyć? W Polsce, w samym Zakopanym trzeba by zaangażować tabun prawników i policjantów.
Jak widzisz przyszłość branży IP, co się rysuje na horyzoncie?
Od lat obserwuje olbrzymi dysonans pomiędzy zawodem rzecznika patentowego jako „rzemieślnika”, czyli osoby która po prostu poprawnie wykonuje opis patentowy, a rzecznika patentowego „partnera i doradcy biznesowego”. W tej chwili nasi klienci potrzebują partnerów biznesowych i doradców, a nie tylko i wyłącznie poprawnego sformułowania opisu patentowego czy zgłoszenia znaku. To jest kwestia umiejętności myślenia strategicznego, patrzenia całościowo i w przyszłość. I tak jak większość zawodów widzi w tym momencie zagrożenie w AI, ja widzę je tylko częściowo. Być może część rzemiosła może zostać odebrana ludziom za pomocą nowych narzędzi, natomiast ta związana z elementami czysto ludzkimi, doradczymi, strategicznymi, łączenia wielu wątków, już nie. Dlatego uważam, że przyszłość tego zawodu jest w doradztwie, umiejętnemu wybieraniu tych elementów, które powinny być chronione efektywnie i efektownie, czyli tak żeby klient osiągnął określony cel.
AI nie zastąpi pewnych cech właściwych człowiekowi, jak błyskotliwość, iskra, umiejętność kojarzenia i generowania czasem nawet absurdalnych pomysłów, które czasem ku zaskoczeniu wszystkich okazują się najlepsze. Bardzo często zdarzają mi się takie sytuacje w trakcie współpracy z Tomkiem Gawliczkiem. Tomek, jest to typowy legalista patrzący przez pryzmat paragrafów, a ja to rzecznik patentowy o rozbudowanej wyobraźni. To jest kwestia charakterów i osobowości, czyli czegoś czego sztuczna inteligencja nigdy nie będzie miała.
W jakim miejscu jest dziś JWP? Jesteśmy po sporych zmianach, strukturalnych, personalnych… Czy czujesz już dziś spokój i satysfakcję z wprowadzonych zmian?
Jesteśmy na dobrej drodze, a druga jej połowa to jest już tylko dopinanie pewnych rzeczy. Najtrudniejsza była diagnostyka, bo czasami w jej toku wychodzą rzeczy z którymi jest nam trudno się pogodzić. Musimy się z tym emocjonalnie zmierzyć i przetrawić, no i przede wszystkim znaleźć odpowiednie rozwiązania.
Etap diagnostyki mam za sobą, jak również znalezienie i wypróbowanie części rozwiązań. Gdy zostaną w pełni wdrożone i zaczną działać, to wtedy tak naprawdę uporządkuje to określone strefy działalności kancelarii.
Powstał plan na to, jak powinien działać obszar budowania rynku i sprzedaży w kancelarii. Z czasem okazało się, że pewne czynniki zostały wdrożone i funkcjonują, natomiast inne nie mają szansy w naszym zespole, tak więc musieliśmy dostosować się do realiów. Zarządzamy zwinnie, chodzi o to, aby w większym stopniu dostosować plan do organizacji, niż organizację do planu. Dzięki takiemu podejściu można znaleźć rozwiązanie po środku, które będzie działać i z którym wszyscy będą się czuli dobrze.
Wszyscy w gronie wspólników muszą mieć poczucie wspólnej drogi, jednej i tej samej oraz kibicować jej, ponieważ zmierzamy w kierunku stworzenia nowoczesnej i prężnie działającej firmy.
Jakie masz marzenia?
Być może odpowiem jak typowy przedstawiciel pokolenia X. Praca i środowisko zawodowe jest jednym z tych elementów życia, w którym spędzamy większość czasu, dlatego chciałabym, żeby było stabilne, żebym dalej miała możliwość spotykania ciekawych ludzi, realizowania różnorodnych spraw, które będą stanowić wyzwania, nie tylko merytoryczne, ale i biznesowe. Bo ja to bardzo lubię. 😊 Chciałabym osiągać szczyty, ale małymi krokami, tak żeby wszyscy nadążyli i mieli poczucie bycia razem.
Natomiast osobiście, prywatnie lubię bawić się ze swoimi przyszywanymi wnukami i budować z nimi różne konstrukcję z piasku na plaży, tudzież z klocków lego, które uwielbiam. Jesteśmy młodymi dziadkami i dzięki temu możemy się cieszyć wnukami i spędzać z nimi aktywnie czas.
Chciałabym też popływać z żółwiami na Galapagos, to zawsze było moje marzenie, ale uwielbiam wszystkie podróże i małe i duże, do lasu i nawet tylko na taras , żeby usiąść, wypić kawę… Te resety są potrzebne.